O 2:45 pobudka, o 3:40 wyjazd z Krakowa by o 6:30 rozpocząć wędrowanie na szlaku prowadzącym ze Starego Smokowca. Kolejka oczywiście o takiej porze nie działa więc idziemy piechotą. Stwierdzamy, że pójdziemy niebieskim – okazuje się, że nie niebieski jest tak oznaczony, że dochodzimy do Hrebienoka po drugiej stronie kolejki – równolegle do zielonego, więc robimy tu krótki postój i idziemy czerwonym. Jest to kawałek Tatrzańskiej Magistrali, którym dostaniemy się do szlaku prowadzącego docelowo na Sławkowski (również jest to szlak niebieski – tak jak zakładany startowy). Początkowy odcinek od zejścia z czerwonego biegnie bardzo przyjemnie lasem, który jednak szybko się kończy i od miejsca gdzie mamy pierwszy punkt widokowy z tabliczką zostaje zastąpiony przez kosodrzewinę, a sama nawierzchnia zamienia się już praktycznie wyłącznie na skałę. Droga w górę biegnie niekończącymi się trawersami, którymi wchodzimy coraz wyżej i wyżej, a końca nie widać. Ogólnie idziemy dosyć szybko, robimy niewiele postoi dzięki czemu praktycznie nie odbiegamy od czasu z mapy.
Ogólnie jeśli ktoś planuje się wybrać na ten szlak to polecam celować w stosunkowo chłodne dni – było tak gorąco, że spoglądając na kamienie w dole widać było falujące od gorąca powietrze, a ten szlak to naprawdę całkiem konkretne zasuwanie do góry. Dwa – poza kondycją fizyczną bardzo ważna jest motywacja – to jest szlak gdzie na początku wydaje się, że już widzimy szczyty (Nos i Sławkowski), jednak szybko okazuje się, że to jeszcze nie to. I nie było by w tym nic złego, gdyby nie to, że już się wydaje że wchodzimy na pierwszy szczyt, a tu za zakrętem trawersu okazuje się, że nie. Idziemy dalej i znowu jeszcze nie – po kilkunastu razach takiego „rozczarowania” mocno to zniechęca. W porównaniu do opisywanego wcześniej Krywania to tam mamy jasno określony cel do którego dążymy – widzimy szczyt i do niego zmierzamy. Na Sławkowskim ciągle wydaje się, że to już tu, a okazuje się że jeszcze hen daleko.
Ogólnie nawet jak na taką wycieczkę zrobiłem wyjątkowo mało zdjęć – w sumie nie wiem dlaczego – może to przez zniechęcenie opisane powyżej 😉 Zejście tą samą trasą.